Pokażę i omówię trzy produkty – programy/usługi oparte na sztucznej inteligencji. To sekretarz spotkań (szczególnie przydatny na długich i nudnych spotkaniach!), asystent pracy naukowej i lokaj do posiadłości. Zapraszam!

Fireflies.ai – to usługa asystenta sztucznej inteligencji, który w trakcie spotkań wideo na Zoom czy Google Meet nigdy nie zasypia i nie błądzi po Fejsbuku, tylko sporządza notatki i nagrywa. Po zakończonym spotkaniu dostajecie notatki, czyli zapis słów i streszczenie. Na życzenie wychwytuje najważniejsze momenty, kluczowe zdania. W tych miejscach można wstawić tzw. pinezki i dzielić się materiałem z zespołem, z wybranymi ludźmi.
Fireflies można połączyć z 10 popularnymi komunikatorami wideo. Jeśli ktoś dużo godzin spędza na Zoomie, to zapewne cena 10$ miesięcznie nie będzie wygórowana. Podczas spotkania trzeba poinformować wszystkich, że spotkanie jest nagrywane.
Fireflies zapewnia, że ich zespół jest odizolowany od danych – od nagrań klientów/klientek, czyli nikt nie przegląda tekstów i nie słucha naszych nagrań. Wszystkie informacje możemy kasować. Do działania usługa wymaga dostępu do naszych kalendarzy Google lub Outlook.
Przy okazji, mam wrażenie, że to narzędzie ogranicza wodolejstwo podczas takich spotkań wideo. W końcu w transkrypcji będzie zawstydzająco wyraźnie widać, kto nie miał nic do powiedzenia, ale jednak mówił. Usługa działa w języku polskim!
Elicit: The AI Research Assistant – to asystent wyszukiwania prac naukowych (po angielsku), który jest tak dobry, że to jest aż podejrzane. Wpisujemy pytanie do okna wyszukiwarki i dostajemy tabelę z wynikami, gdzie odpowiednie cytaty z prac naukowych wprost odpowiadają na zadane pytanie. Na przykład ja zadałem pytanie jaki wpływ na ciśnienie krwi ma sok z buraków („what is the impact of beetroot juice on blood pressure”). Dostałem taką tabelkę z odpowiedziami, które prawie wprost odpowiadają na moje pytanie cytatem z pracy.

Po lewej tytuł pracy naukowej, cytowania, PDF itd. Po prawej cytat z pracy, który odpowiada na moje pytanie lub się do niego odnosi. Świetne! Dużo czasu oszczędza w porównaniu z najpopularniejszym Google Scholar, które po prostu daje długą listę prac naukowych i na każdą kolejno muszę kliknąć, żeby otworzyć i przeczytać.
Podobnie jak Elicit działa również SemanticScholar.org. W tej kolejnej usłudze jednak nie można zadać pytań w języku naturalnym. Wpisujemy hasłowo, jak w starym Google słowa-klucze do wyszukiwania. Czyli w tym przypadku to byłoby po prostu „beetroot juice” (sok buraczany) lub dla lepszego wyszukiwania „impact of beetroot juice on health” (wpływ soku buraczanego na zdrowie).
Dostajemy listę wyników a w niektórych przypadkach jest od razu opcja TLDR – czyli streszczenia wyników pracy. Co istotne, ta wyszukiwarka pracuje na pracach naukowych z pism o uznanej reputacji, czyli nie dostajemy pracy o przypadkowej wiarygodności.

Trzeciej usługi nie polecam, tym bardziej, że jest dostępna tylko w USA i w Kanadzie, ale musiałem o tym napisać, bo to usługa wprost z filmów science-fiction. Nazywa się Josh.ai i jest skierowana do najzamożniejszych. Do ludzi, którzy mają zimowy dom oraz letni dom oraz pewnie jeszcze jeden w mieście a do tego garsonierę.
Josh to popularne, męskie imię i jest to Wasz wirtualny asystent domu. Mówiąc do niego możecie włączać albo wyłączać dowolne urządzenia w tym domu, jeśli są one „smart” (po ang. sprytne) – czyli podłączone do internetu. Jeśli macie smart lodówkę albo kuchenkę, to po prostu mówicie do Josha (Dżosza) i on podnosi temperaturę, obniża, włącza funkcje itd.
Coraz więcej sprzętów domowych tak działa. Począwszy od systemów monitoringu (kamery, czujniki, alarmy, bramy), poprzez elektroniczne zamki w drzwiach, lampy i żarówki (żarówka smart była w ofercie również w Biedronce), gazowe piece, termostaty czy kominki a skończywszy na sprzęcie RTV.
Podobnie choć skromniej działają darmowe usługi głosowych asystentów Alexa (od Amazona) i Siri (od Apple) czy Google Home, ale Josh.ai celuje do najbogatszych. Firma zapewnia, że nie zbiera na nasz temat informacji (skoro zbiera już pieniądze – ms). Koszt Dżosza to około 500$ za pomieszczenie i w tym jest montaż specjalnych, opatentowanych czujników i mikrofonów. Wirtualny asystent słucha poleceń i uczy się, jak reagować w podobnych sytuacjach. Jeśli więc po powrocie z pracy najbogatsi zażyczą sobie muzyki, to Dżosz już wie, czego lubią słuchać i włączy odpowiedni gatunek lub wykonawców albo film z Netflixa czy HBO. Analogicznie z temperaturami, czy otwieraniem okien. W zamian za tę cenę Josh.ai obiecuje bezproblemową współpracę ze sprzętem elektronicznym od wielu producentów.
Zobaczcie świat pełen szczęśliwych ludzi z dużą ilością pieniędzy i Joshem.
Firma Josh.ai teraz planuje integrację swoich usług z czatem GPT, co sprawi, że wirtualny asystent będzie nie tylko rozumiał, co do niego mówimy, ale będzie mógł elokwentnie odpowiadać. Podobno już teraz rozumienie komend przez tę usługę jest na wyższym poziomie niż w innych tego typu. Czytałem, że rozumie nawet polecenie wykrzyczane zdenerwowanym głosem: „włącz te cholerne światła!” (turn the goddamn lights).
Jeśli Wasz budżet jest mniejszy i mieszkacie w Polsce oraz nie musicie krzyczeć do wirtualnego asystenta, to zacząłbym od Google Home (i tanich inteligentnych żarówek), gdzie urządzeniami można sterować smartfonem i zdaje się, że nie ma ryzyka związanego z instalacją dodatkowych mikrofonów w domu. Wiele osób będzie miało obawy związane z wpuszczaniem do domu „Wielkiego Brata”, ale mnie się wydaje, że większe ryzyko związane z tańszymi technologiami smarthome wynika z ich podatności na ataki hackerskie. A wtedy ktoś o złośliwych intencjach zaczyna sterować naszym zużyciem prądu lub nawet może doprowadzić do zniszczenia sprzętu AGD.